– Od lat współpracuję z grupą młodzieży, od której często słyszę, że jesteśmy jedyną siłą, która może zmienić oblicze naszej gminy – mówi Mariusz Kotynia, radny Rady Powiatu oraz szef Prawa i Sprawiedliwości w powiecie łódzkim wschodnim, który osiągnął drugi wynik w ostatnich wyborach na stanowisko burmistrza Koluszek.
W pierwszym głosowaniu wyborów prezydenckich, Andrzej Duda zdobył w Koluszkach ponad 4 tys. głosów. Czemu panu nie udało się osiągnąć takiego wyniku w wyborach na stanowisko burmistrza?
Efekt wyborczy odzwierciedla pracę, którą wykonałem od 2012 roku. Wówczas rozpocząłem budowę struktur Prawa i Sprawiedliwości na terenie naszego powiatu. Trudno zatem jednoznacznie stwierdzić, czy 2 439 głosów, które otrzymałem, można ocenić jako sukces, bądź porażkę. Do drugiej tury zabrakło zaledwie 350 głosów. Gdyby do niej doszło, dzisiaj bylibyśmy pewnie w innych humorach. Byłem najmłodszym kandydatem, a co czwarta osoba oddała na mnie swój głos. Myślę, że wielu moich wyborców dobrze odebrało ten wynik. Zaraz po wyborach, mieszkańcy podchodzili do mnie w sklepie, na rynku i składali gratulacje. W moją kampanię zaangażowało się wielu mieszkańców gminy, którzy poświęcili swój prywatny czas. Nie dysponowałem armią urzędników.
To znaczy?
Zawsze przewagę mają osoby, które sprawują władzę, gdyż wśród swoich podwładnych posiadają dyrektorów instytucji gminnych i innych pracowników. My najpierw wykonywaliśmy nasze obowiązki w prywatnej pracy, a później prowadziliśmy kampanię. Tym samym czas nie był naszym sprzymierzeńcem. Dzisiaj wiem, że dzięki zdobytemu podczas tych wyborów doświadczeniu, będzie nam łatwiej cokolwiek organizować w przyszłości. Ważne jest dla mnie to, że nadal mogę liczyć na wielu młodych, fantastycznych ludzi, którzy pomagali mi w okresie kampanii. Wspólnie pracujemy na rzecz naszej gminy i wierzymy, że kiedyś będziemy mieli realny wpływ na zmianę otaczającej nas rzeczywistości.
Młodych ludzi nie raziła łatka Prawa i Sprawiedliwości?
Od lat współpracuję z grupą młodzieży, od której często słyszę, że jesteśmy jedyną siłą, która może zmienić oblicze naszej gminy. Oni chcą tutaj pracować, założyć własne rodziny i doskonale zdają sobie sprawę, że piękne kwiaty w centrum miasta nie spowodują, że mieszkańcom będzie żyło się lepiej. Ja nikomu nie obiecywałem stanowisk w instytucjach gminnych. Tym bardziej cieszy mnie tak duże wsparcie koluszkowskiej społeczności. Czasami szyld Prawa i Sprawiedliwości nie był dobrze odbierany, ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że na naszych listach były osoby z różnych środowisk. Niemniej, na początku kampanii postanowiliśmy, że nie będziemy udawać, pod jakim szyldem tworzymy listy wyborcze. Ja reprezentuje formację Prawa i Sprawiedliwości. Jest to moja pierwsza i pewnie ostatnia partia polityczna.
W wyborach do Rady Powiatu otrzymał pan 1007 głosów – najwięcej spośród wszystkich kandydatów z Koluszek.
Cieszę się, że – mimo młodego wieku – mogę liczyć na tak duże zaufanie koluszkowskiej społeczności. Wybory do Rady Powiatu wygraliśmy, a mimo to jesteśmy w opozycji, gdyż powstały układ – Razem dla Gminy, SLD, PSL i PO – wyeliminował nas z możliwości zarządzania powiatem. Otrzymaliśmy prawie 7 tys. głosów, tym samym wyborcy widzieli nas w zdecydowanie innej roli.
Zaskoczyło pana nawiązanie współpracy przez Waldemara Chałata z SLD?
Tak, gdyż to, co dwa lata temu było trudne do przewidzenia, dziś okazało się rzeczywistością. Byłem zaskoczony, że Mateusz Karwowski i Sławomir Sokołowski zdecydowali się na współpracę w tym kierunku. My z tych wyborów wyszliśmy z godnością. Dzisiaj żartobliwie zastanawiamy się czy łatwiej jest mieć nas w roli rządzących czy w opozycji.
Od lat współpracuję z grupą młodzieży, od której często słyszę, że jesteśmy jedyną siłą, która może zmienić oblicze naszej gminy. Oni chcą tutaj pracować, założyć własne rodziny i doskonale zdają sobie sprawę, że piękne kwiaty w centrum miasta nie spowodują, że mieszkańcom będzie żyło się lepiej.
Do Rady Miejskiej dostało się dziewięciu radnych z listy Prawa i Sprawiedliwości. Wprowadzili Państwo wiele nowych twarzy do koluszkowskiego samorządu.
Myślę, że możemy być zadowoleni. Mamy przecież tyle samo radnych co Razem dla Gminy Waldemara Chałata. Cieszy mnie to, że udało mi się zaproponować mieszkańcom wartościowych kandydatów, którzy zostali obdarzeni dużym poparciem, a w rezultacie otrzymali mandaty radnych. Mam tutaj na myśli: Ewę Wiktorowską, Mariusza Skorzyckiego, Ryszarda Piasnego, Mariana Świnogę, Arkadiusza Lobę, Dariusza Janeczka, Leszka Dziedzica, Pawła Lewiaka, czy wybranego w wyborach uzupełniających Jana Widulińskiego.
Gdyby został pan burmistrzem Koluszek, ile chciałby pan zarabiać?
Domyślam się, że to pytanie jest zadane w nawiązaniu do ostatniej podwyżki dla Waldemara Chałata. Trzeba powiedzieć jasno, że jest to prawie najwyższe wynagrodzenie z możliwych. Na pewno nie miałbym ambicji, żeby zarabiać najwięcej. Burmistrz sprawuje niezwykle odpowiedzialne stanowisko, ale jego wynagrodzenie musi być adekwatne do aktualnej sytuacji danego samorządu. Moim zdaniem, Koluszek nie stać na tak wysokie wynagrodzenie dla burmistrza. My chcieliśmy postawić na politykę oszczędności.
W jaki sposób oszczędzać, aby nie doprowadzić do większego zadłużenia Koluszek?
Przede wszystkim należy zmniejszyć wynagrodzenia w segmencie ludzi, którzy zarabiają najwięcej w jednostkach podległych gminie. Chcieliśmy też ograniczyć liczbę dyrektorów do minimum. Byłem radnym w Radzie Miejskiej w kadencji 2002-2006 – niestety od tego okresu zarówno urząd jak i podległe mu jednostki nieporównywalnie rozrosły się kadrowo. Duże oszczędności dałoby nam również wprowadzenie wód geotermalnych. Warto zastanowić się też nad sensem istnienia Biura Inżyniera Gminy, które sprawuje jedynie rolę pośrednika w informowaniu o tym, kto, co i na jakiej podstawie ma zrobić. Trzeba efektywnie wydawać publiczne pieniądze, dlatego pragnęliśmy wzmocnić zaangażowanie mieszkańców w zarządzanie gminą. Stąd pomysł na wprowadzenie budżetu obywatelskiego, który również znalazł się w programie Waldemara Chałata, ale po wyborach został najwyraźniej zapomniany. Warto zwrócić uwagę na planowanie inwestycji w gminie. Żal patrzeć jak droga czy chodnik zbudowane rok, dwa lata temu, dziś są niszczone przy budowie kanalizacji i innych pracach. Te przykłady można by mnożyć. Pieniądze publiczne, bez względu na to skąd pochodzą, powinny być szanowane tak samo.
Rodzina odczuła pana nieobecność w czasie kampanii?
Postawiliśmy na kampanię bezpośrednią, tym samym ostatnie tygodnie wyglądały tak, że wychodziłem z domu bardzo wcześnie rano, a wracałem późnym wieczorem. Dzięki temu mogłem jednak odwiedzić wiele koluszkowskich rodzin, których oczekiwania są naprawdę dużo większe, niż to co możemy przeczytać w Tygodniu w Koluszkach. Po wyborach w końcu miałem czas, aby nacieszyć się moją małą córeczką – Alicją. Żona również była zadowolona z mojej obecności (śmiech).
A teraz o której godzinie wraca pan do domu?
Też późno, bo w dalszym ciągu pracujemy na rzecz naszej małej ojczyzny. Prowadzimy biuro posła na sejm RP Marcina Mastalerka, wspólnie z Marią Gawlak i Pauliną Giemzą organizujemy bezpłatne porady prawne oraz aktywnie wspieramy lokalne przedsięwzięcia.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.
ROZMAWIAŁ DANIEL WOLSKI